Markety jawią mi się jako magiczne labirynty, w których mam
do pokonania kilku bossów i kilka questów pobocznych do zrobienia. Jakich?
1. Quest: Zaplanuj listę zakupów (a co za tym idzie listę posiłków
na najbliższy tydzień)
Zdarza się, że zrobię listę w domu. Napawa mnie to wtedy dumą, bo czuję się wtedy taka zorganizowana i ogarnięta. To uczucie schodzi ze mnie, jak powietrze z materaca, kiedy okazuje się, że jesteś na środku jeziora. Lista najczęściej zostaje w domu/w samochodzie/gubi się po drodze/mija się z rzeczywistością. Pozostaje mi więc sięganie po znane i lubiane produkty, mając nadzieję, że „zrobię to co zawsze” oraz że o niczym nie zapomnę. Być może okaże się, że czegoś nie ma w domu (np. soli), ale skoro o tym nie wiedziałam, to nie jest moją winą, że nie ma tego produktu w koszyku.
2. Quest: Wybieraj tylko te produkty, których skład Ci odpowiada
Zdarza się, że zrobię listę w domu. Napawa mnie to wtedy dumą, bo czuję się wtedy taka zorganizowana i ogarnięta. To uczucie schodzi ze mnie, jak powietrze z materaca, kiedy okazuje się, że jesteś na środku jeziora. Lista najczęściej zostaje w domu/w samochodzie/gubi się po drodze/mija się z rzeczywistością. Pozostaje mi więc sięganie po znane i lubiane produkty, mając nadzieję, że „zrobię to co zawsze” oraz że o niczym nie zapomnę. Być może okaże się, że czegoś nie ma w domu (np. soli), ale skoro o tym nie wiedziałam, to nie jest moją winą, że nie ma tego produktu w koszyku.
2. Quest: Wybieraj tylko te produkty, których skład Ci odpowiada
Czasem jestem zła na siebie, że narzucam sobie takie wysokie
wymagania, przecież mogłabym ulec i sięgnąć po produkt z najładniejszym
opakowaniem. W końcu te produkty są „zdatne do spożycia”, a niektóre z ich
składników są trujące tylko w nadmiarze. Mimo to z uporem maniaka odkładam każdy
produkt z nadmiarem cukru, tłuszczem palmowym, dziwnymi dodatkami (po co mi
barwnik w kabanosach?), składnikami o skomplikowanej, łacińskiej nazwie, które
powodują we mnie niepokój. Okazuje się, że właściciele sklepu robią wszystko,
żebyś nie mógł w spokoju zrobić zakupów. Mleko kokosowe jest w 3 miejscach w
sklepie i jeśli chcesz porównać składy oraz ceny, to musisz biegać z tymi kartonami
od półki do półki. Można się od tego nieźle spocić.
3. Boss: Żelki, TE ciastka, ten PIĘKNIE wyglądający produkt
Nie mam żelaznej woli i pomimo całej pogardy do produktów
kiepskiej jakości nie mogę zapomnieć o tym co jest zapisane w moim umyśle. A
jest w nim zapisane, że jak coś jest ładne to na pewno jest smaczne. Że jak coś
jest kolorowe i na opakowaniu ma napisane „z soków owocowych” to też jest
smaczne. Że jak coś jest czekoladowe/waniliowe to jest pyszne. Rozumiecie,
smaki z dzieciństwa, leki na depresję, no w końcu coś mi się za tę silną wolę
należy! No więc zakrada się do mojego koszyka taka pokusa i leży. Ja się biję z
myślami całą drogę, że raz na jakiś czas, że może to nie jest takie szkodliwe,
że skoro nie ma alternatywy...A potem staję przy kasie, wypakowuję wszystko na
taśmę i myślę sobie, że to przecież ja decyduję co się znajdzie na tej taśmie.
Nie Pani Ekspedientka, nie spec od Marketingu, nie Grafik czy fotograf, który
swoim obrazem złożyć mi obietnicę przyjemności. Nie rządzi mną chwilowa
zachcianka, która w jakiś sposób została zaszczepiona w moim umyśle. Czy jeśli
wyjdę ze sklepu bez tego produktu, to moje życie będzie gorsze? Nie będzie.
Odkładam przy kasie wszystkie produkty, które budzą moją wątpliwość.
Ekspedientki mnie nienawidzą.
4. Boss: Głód
Ja wiem, że jak wchodzisz do sklepu głodna, to trzeba
najpierw kupić coś, co Cię zapcha, a dopiero potem wejść drugi raz i zrobić
zakupy. Kolejki w Lidlu niestety zniechęcają mnie do tej praktyki. Snuję się, a
burczenie mojego brzucha powoduje że wózki się rozstępują, dzieci zaczynają
płakać, a obsługa woła kierownika. Wsadzam więc do koszyka wszystko, co mogłoby
mnie zapchać. Powstaje z tego niezły stosik produktów do zjedzenia na szybko,
najlepiej zaraz pod sklepem. Ten boss jest trudny, bo zaślepia umysł i czasem
dopiero po wyjściu ze sklepu orientuję się, że mam w torbie masę produktów z
krótkim terminem przydatności. Takich, które będę musiała wyrzucić, jeśli nie
zjem ich w przeciągu kilku godzin. A jest 21 i miałam się nie obżerać na noc.
Zdarza się, że zawiodę na takiej misji. Raz prawie by mnie
zamknęli w Lidlu. Już zamykali, nie zauważyli, szybko szybko. Jeśli też tak
masz, to mam dla Ciebie jedną radę, która pomoże wyjść z tego zadania
zwycięsko. Zanim wejdę do sklepu to wznoszę oczy ku niebu i proszę, żebym
kupiła tylko to, czego potrzebuję, a żelki niech staną się niewidzialne. Jeśli
ze względu na wierzenia nie interesują Cię takie praktyki, to pamiętaj, że to
ty jesteś władcą swojego koszyczka. Jeśli kładziesz na taśmę ciastka, czekoladę
oraz gówniane, przetworzone produkty, to tylko dlatego, że się na nie świadomie
zdecydowałeś i nie możesz mieć pretensji do świata że jesteś grubasem. Fajki
też kupujesz z rakiem, czy co tam oferują na opakowaniu.