niedziela, 26 marca 2017

Kiedy przyjaciółka mówi Ci, że jesteś tłustą krową.



W swoim życiu spotykamy różnych ludzi. Z niektórymi od razu czujemy chemię, innych musimy poznać, aby stopniowo się w nich zakochać. Lubię wracać do znajomości po latach. Jako dzieci naturalnie wyłapujemy ludzi, którzy nadają na tych samych falach. Jak ktoś nie kuma bazy, to idziesz do innej piaskownicy, proste. Po latach doceniam znajomości, początkowo rozbite na kłótniach, których sedna już nawet nie pamiętam. Dojrzeliśmy, mamy wspólne korzenie, wspomnienia nabrały kolorów, a my staliśmy się ciekawszymi ludźmi. Nie zapominam też o przyjaźniach zawartych w trudnych chwilach, kiedy do sojuszu zmusza nas położenie. Przymierze zawarte w trudnej walce o ukończenie wyższej edukacji, jeśli otrzyma odpowiednie wsparcie, może zamienić się w przyjaźń. Bo komu zaufać, jak nie temu, kto ostatkiem sił wyciągał Cię z pola walki, tamując krwotok i pokrzepiając słowami „Nie ma spiny, są drugie terminy”?

W całym tym worku z nalepką „przyjaźń” zapominamy jednak o jednej osobie, która towarzyszy nam wiernie całe życie. Jest z nami w smutku i radości, przeżywa nasz ból, zaraża się naszym śmiechem. Obserwuje każdą głupią decyzję, wyciąga z kłopotów, z pokorą współuczestniczy w konsekwencjach. A na starość pobuja nas w fotelu i z blednącej pamięci będzie wyłuskiwać strzępy kolorowych wspomnień. I dzisiaj ta osoba, moja przyjaciółka, nazwała mnie tłustą krową.
Początkowo uległam propagandzie, spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że może rzeczywiście daleko mi do smukłej figury szczypiorku. Nie dbam zbyt sumiennie o swoją figurę, toteż nie spodziewałam się zachwytów pod tym adresem. Ale żeby od razu tłusta? Zabolało.

Po całym dniu depresji przyszła kolej na gniew. Że niby ja tłusta? Pfffff... Niech ona lepiej spojrzy na siebie! Jej dupsko powinno mieć swój własny paszport, bo podczas przekraczania granicy, celnik pomyśli że to niezależna jednostka. A kto wie co tam chowa pod płaszczem? Może bombę? Metafora bardzo mi się spodobała, więc nie omieszkałam dosolić przyjaciółce prosto w twarz, przyrównując jej cztery litery do skulonego terrorysty. I tak rozpoczęła się kłótnia stulecia, którą zażegnał dopiero mój chłopak.

Bo wyobraźcie sobie, że chłopak zakochał się w skulonym terroryście. I na dodatek, o zgrozo, jest wielkim fanem figury tłustej krowy. Także chcąc nie chcąc, musiałyśmy się pogodzić. Bo widzicie...raczej nie wypada obrażać dziewczyny swojego chłopaka.

Czy doszliście już do puenty mówiącej o najpiękniejszej i najtrwalszej przyjaźni? Tak, chodzi o przyjaźń z samym sobą. Nie uwolnicie się nigdy, od swojej obecności i tylko do was należy decyzja, czy chcecie spędzić życie u boku przyjaciela czy wroga.

4 komentarze:

  1. Jak to się stało, że ominął mnie twój debiut? :O
    Mądrze gadasz, trzeba polubić siebie żeby inni też chcieli nas lubić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza notka powstała zanim była grupa :)

      Usuń