Na przestrzeni ostatnich lat wiele się w Gdańsku zmienia. Pojawiają
się nowe kamienice na Starym Mieście, a z dziur po wykopaliskach wyrastają apartamentowce
i hotele. Jako dzieci lubiliśmy chodzić po ruinach, włazić na zakazane tereny,
odkrywać to, co zapomniane. Wiele pięknych miejsc niszczało, wzbudzając pewne
poczucie niesprawiedliwości i jednocześnie będąc „nie do ruszenia”. Ze względu
na zabytkowy charakter terenów, ich rewitalizacja wiązała się z wykopaliskami i
wieloletnim oczekiwaniem na pozwolenie. Na podwórku wołaliśmy do siebie „Prędzej
tramwaj na Chełm puszczą, niż Ci matka kompa kupi!”. Pewnie domyślacie się, że
linia ta była obietnicą powtarzaną przez lata, której nie można było
zrealizować. W końcu jednak inwestorzy odczekali swoje, każdy ma teraz komputer
w domu, a odkąd puścili tramwaj na Chełm* wszystko jest w Gdańsku możliwe.
Niczemu się więc nie dziwię, rozdziawiam gębę, podziwiam i z dumy puchnę, że to
moje miasto takie nowoczesne i ą ę.
Jedno się jednak w Gdańsku nie zmieniło, o czym przekonałam
się podczas spaceru, spotykając mamę z dzieckiem. (Po napisaniu tego zdania
muszę wtrącić dygresję, która zrodziła się w mojej głowie wraz z towarzyszącym
jej oburzeniem. Po napisaniu zdania chciałam je skorygować i słowo „mama”
zamienić na „matka”. Matka z dzieckiem. Kobieta z dzieckiem. No ta „mama” mi
nijak stylistycznie nie podchodzi. Bo że jak? Że moja mama z jakimś dzieckiem?
Jak mama, to moja, obca to jest przecież matka. Oburzyłam się więc sama na
siebie, bo „matka”, to takie pejoratywne słowo i w ramach protestu pozostawię
przyjaźnie brzmiącą „mamę”.)
Jedno się jednak w Gdańsku nie zmieniło, o czym przekonałam
się podczas spaceru, spotykając mamę z dzieckiem. Niedługo święta Wielkanocy. W
tym okresie modnym tematem rozmów między rodzicami i dziećmi jest „Zajączek”.
Zajączek jak wiemy, przynosi prezenty. Prezenty jak wiemy, dostają tylko
grzeczne dzieci. A wiemy to, bo nic się w tej kwestii, nawet w Gdańsku, nie
zmieniło od lat, w czym utwierdziła mnie spotkana para.
Czy wiecie może na czym polega ta cała gra „Grzeczność”, w
którą jako dzieci jesteśmy wciągani bez pytania? Idziemy sobie przez życie jak
przez planszę, a po drodze mamy takie pola specjalne jak „Święta”, „Urodziny”,
„Dzień dziecka”, na których dostajemy bonusy, po uprzednim wykazaniu się
odpowiednim poziomem „grzeczności”. Podobnie działają losowe karty bonusów,
przyznawane nam z różnych powodów, a to „Wizyta u dziadków”, a to „Spacer po
sklepie zabawkowym” itp. Są też pola czarne i karty losowe, które mogą
sprowadzić na nas różne przykre niespodzianki, jeśli w rzucie na „grzeczność”
wypadnie nam zbyt niska liczba oczek na kostce. Zazwyczaj są to „Ważne sprawy
dorosłych”, „Wizyta u lekarza”, „Ważni goście”. Zasady tej gry są dość
poplątane i czasem przy odpowiednio dużej grzeczności możemy dostać bonusy za
czarne karty lub odwrotnie, cofamy się o pięć oczek po wizycie na polu
bonusowym. Właściwie to nie wiadomo czemu, ale prowadzący grę ma czasem
dodatkowe kości lub karty, albo nie wydaje nam w ogóle kostki do rzutu,
obwieszczając, że wypadło nam zero. Przedziwna jest to gra, która kończy się
niespodziewanie w momencie osiągnięcia dorosłości. Niektórzy wkręcają się na
tyle, że po przekroczeniu mety jeszcze długo trzymają się zasad, jakby nie
zauważyli, że nie ma już planszy.
Do dzisiaj słowo „grzeczność” budzi we mnie pewien niepokój.
Jak lwy w ZOO i ruchome schody na dworcu. Niby wiesz, że nic Ci nie grozi,
ale... Ta drobna niepewność, wywołana możliwością wystąpienia negatywnych
konsekwencji powołuje dyskomfort. Wszak i lew, i schody mogą mnie pożreć.
Podobnie jest z grzecznością, do której definicji nie mam za bardzo zaufania. I
nie chodzi tutaj o słowa-zastępcze, którymi zaraz zaczniecie sypać jak z
kapelusza. Że niby chodzi o posłuszeństwo, zachowanie spokoju, dobre maniery,
no o to takie wiesz...no wiesz, nie? No właśnie nie wiem. Czasem wydaje mi się,
że mianem grzeczności określa się specyficzną hybrydę umiejętności czytania w
myślach i dostosowania się do oczekiwań. Znajomość wielu wariantów zachowań i
zastosowanie najbardziej oczekiwanych przez dorosłych. A może po prostu o
specyficzny uśmiech aniołka, kiedy zostajemy skarceni i musimy obiecać, że już
będziemy grzeczni. Pewną wytrwałość w tym kłamstwie, której się od nas
oczekuje. Bo tylko o to zapewnienie chodzi. Czy byłeś grzeczny? Czy będziesz
grzeczny? Czy możesz wreszcie być grzeczny?
Czego oczekujesz od dziecka, kiedy prosisz je, żeby było grzeczne? Żeby było cicho? To poproś żeby było cicho. Żeby było spokojne? Poproś żeby było spokojne. Żeby było bezwzględnie posłuszne Twoim myślom? To poproś je...a nie, czekaj. Dziecko nie potrafi czytać w myślach, sorry.
Czego oczekujesz od dziecka, kiedy prosisz je, żeby było grzeczne? Żeby było cicho? To poproś żeby było cicho. Żeby było spokojne? Poproś żeby było spokojne. Żeby było bezwzględnie posłuszne Twoim myślom? To poproś je...a nie, czekaj. Dziecko nie potrafi czytać w myślach, sorry.
A Ty, byłeś w tym roku grzeczny? Przyjdzie do Ciebie
Zajączek?
PS Grzeczność, nie gniewaj się proszę, ale jesteś zbędne nie tylko w moim, ale i w słowniku całego świata. Sorry Batory, spadaj na bambus i żebym Cię więcej na mojej dzielni nie widziała!
*Linia tramwajowa jadąca na Chełm (jedna z dzielnic Gdańska)
była przez mieszkańców bardzo pożądana, ale przez długi czas niemożliwa do
zbudowania. Powodem był zbyt duży kąt nachylenia wzniesienia, przez które miała
przebiegać trasa, a pod które żaden pojazd, z obecnych wtedy we flocie, nie był
w stanie podjechać. Wraz z pojawieniem się nowszych modeli pomysł stał sie
realny i wykonano go błyskawicznie.
Byłaś grzeczna? Przyszedł do Ciebie Zajączek? ;)
OdpowiedzUsuńMasz słuszność, że trzeba doprecyzowywać oczekiwania i polecenia. Ale grzeczność to takie dobre określenie na całokształt zachowań. Grzeczne dziecko to takie, które nie bije innych, nie przeklina, opiekuje się młodszymi dziećmi. Wszystkie miłe zachowania można ładnie upchnąć w jedno określenie. Ale masz rację, to takie słowo pułapka - forma kontroli, jak mówienie, co powinna, a czego nie powinna "prawdziwa kobieta". Że jak przeklniesz, nie chodzisz na obcasach, albo nie chcesz mieć dzieci, to już nie jesteś prawdziwą kobietą? U mnie w słowniku grzeczność funkcjonuje, ale nie nadużywam.
OdpowiedzUsuńCieżko jest przestać używać danego słowa, jeśli się z nim wychowaliśmy. To trochę tak jakbym Ci zakazała mówić widelec, a zachęciła do używania jakiegoś innego określenia. No w głowie się nie mieści :P Jednocześnie wiem, że sama mam nadzieję unikać tego stwierdzenia, ponieważ jest ono bardzo głębokie. Skoro we mnie wzbudza niepewność, to w dziecku może też. No i jak tu odpowiedzieć zgodnie z prawdą Mikołajowi, kiedy nie jesteś pewna czy spełniasz wszystkie kryteria grzecznej dziewczynki? No śliskie jest po prostu i go nie lubię!
Usuń