niedziela, 9 kwietnia 2017

Słowa, których nie lubię - GRZECZNOŚĆ



Na przestrzeni ostatnich lat wiele się w Gdańsku zmienia. Pojawiają się nowe kamienice na Starym Mieście, a z dziur po wykopaliskach wyrastają apartamentowce i hotele. Jako dzieci lubiliśmy chodzić po ruinach, włazić na zakazane tereny, odkrywać to, co zapomniane. Wiele pięknych miejsc niszczało, wzbudzając pewne poczucie niesprawiedliwości i jednocześnie będąc „nie do ruszenia”. Ze względu na zabytkowy charakter terenów, ich rewitalizacja wiązała się z wykopaliskami i wieloletnim oczekiwaniem na pozwolenie. Na podwórku wołaliśmy do siebie „Prędzej tramwaj na Chełm puszczą, niż Ci matka kompa kupi!”. Pewnie domyślacie się, że linia ta była obietnicą powtarzaną przez lata, której nie można było zrealizować. W końcu jednak inwestorzy odczekali swoje, każdy ma teraz komputer w domu, a odkąd puścili tramwaj na Chełm* wszystko jest w Gdańsku możliwe. Niczemu się więc nie dziwię, rozdziawiam gębę, podziwiam i z dumy puchnę, że to moje miasto takie nowoczesne i ą ę.

Jedno się jednak w Gdańsku nie zmieniło, o czym przekonałam się podczas spaceru, spotykając mamę z dzieckiem. (Po napisaniu tego zdania muszę wtrącić dygresję, która zrodziła się w mojej głowie wraz z towarzyszącym jej oburzeniem. Po napisaniu zdania chciałam je skorygować i słowo „mama” zamienić na „matka”. Matka z dzieckiem. Kobieta z dzieckiem. No ta „mama” mi nijak stylistycznie nie podchodzi. Bo że jak? Że moja mama z jakimś dzieckiem? Jak mama, to moja, obca to jest przecież matka. Oburzyłam się więc sama na siebie, bo „matka”, to takie pejoratywne słowo i w ramach protestu pozostawię przyjaźnie brzmiącą „mamę”.)

Jedno się jednak w Gdańsku nie zmieniło, o czym przekonałam się podczas spaceru, spotykając mamę z dzieckiem. Niedługo święta Wielkanocy. W tym okresie modnym tematem rozmów między rodzicami i dziećmi jest „Zajączek”. Zajączek jak wiemy, przynosi prezenty. Prezenty jak wiemy, dostają tylko grzeczne dzieci. A wiemy to, bo nic się w tej kwestii, nawet w Gdańsku, nie zmieniło od lat, w czym utwierdziła mnie spotkana para.

Czy wiecie może na czym polega ta cała gra „Grzeczność”, w którą jako dzieci jesteśmy wciągani bez pytania? Idziemy sobie przez życie jak przez planszę, a po drodze mamy takie pola specjalne jak „Święta”, „Urodziny”, „Dzień dziecka”, na których dostajemy bonusy, po uprzednim wykazaniu się odpowiednim poziomem „grzeczności”. Podobnie działają losowe karty bonusów, przyznawane nam z różnych powodów, a to „Wizyta u dziadków”, a to „Spacer po sklepie zabawkowym” itp. Są też pola czarne i karty losowe, które mogą sprowadzić na nas różne przykre niespodzianki, jeśli w rzucie na „grzeczność” wypadnie nam zbyt niska liczba oczek na kostce. Zazwyczaj są to „Ważne sprawy dorosłych”, „Wizyta u lekarza”, „Ważni goście”. Zasady tej gry są dość poplątane i czasem przy odpowiednio dużej grzeczności możemy dostać bonusy za czarne karty lub odwrotnie, cofamy się o pięć oczek po wizycie na polu bonusowym. Właściwie to nie wiadomo czemu, ale prowadzący grę ma czasem dodatkowe kości lub karty, albo nie wydaje nam w ogóle kostki do rzutu, obwieszczając, że wypadło nam zero. Przedziwna jest to gra, która kończy się niespodziewanie w momencie osiągnięcia dorosłości. Niektórzy wkręcają się na tyle, że po przekroczeniu mety jeszcze długo trzymają się zasad, jakby nie zauważyli, że nie ma już planszy.

Do dzisiaj słowo „grzeczność” budzi we mnie pewien niepokój. Jak lwy w ZOO i ruchome schody na dworcu. Niby wiesz, że nic Ci nie grozi, ale... Ta drobna niepewność, wywołana możliwością wystąpienia negatywnych konsekwencji powołuje dyskomfort. Wszak i lew, i schody mogą mnie pożreć. Podobnie jest z grzecznością, do której definicji nie mam za bardzo zaufania. I nie chodzi tutaj o słowa-zastępcze, którymi zaraz zaczniecie sypać jak z kapelusza. Że niby chodzi o posłuszeństwo, zachowanie spokoju, dobre maniery, no o to takie wiesz...no wiesz, nie? No właśnie nie wiem. Czasem wydaje mi się, że mianem grzeczności określa się specyficzną hybrydę umiejętności czytania w myślach i dostosowania się do oczekiwań. Znajomość wielu wariantów zachowań i zastosowanie najbardziej oczekiwanych przez dorosłych. A może po prostu o specyficzny uśmiech aniołka, kiedy zostajemy skarceni i musimy obiecać, że już będziemy grzeczni. Pewną wytrwałość w tym kłamstwie, której się od nas oczekuje. Bo tylko o to zapewnienie chodzi. Czy byłeś grzeczny? Czy będziesz grzeczny? Czy możesz wreszcie być grzeczny?

Czego oczekujesz od dziecka, kiedy prosisz je, żeby było grzeczne? Żeby było cicho? To poproś żeby było cicho. Żeby było spokojne? Poproś żeby było spokojne. Żeby było bezwzględnie posłuszne Twoim myślom? To poproś je...a nie, czekaj. Dziecko nie potrafi czytać w myślach, sorry.

A Ty, byłeś w tym roku grzeczny? Przyjdzie do Ciebie Zajączek?



PS Grzeczność, nie gniewaj się proszę, ale jesteś zbędne nie tylko w moim, ale i w słowniku całego świata. Sorry Batory, spadaj na bambus i żebym Cię więcej na mojej dzielni nie widziała!

*Linia tramwajowa jadąca na Chełm (jedna z dzielnic Gdańska) była przez mieszkańców bardzo pożądana, ale przez długi czas niemożliwa do zbudowania. Powodem był zbyt duży kąt nachylenia wzniesienia, przez które miała przebiegać trasa, a pod które żaden pojazd, z obecnych wtedy we flocie, nie był w stanie podjechać. Wraz z pojawieniem się nowszych modeli pomysł stał sie realny i wykonano go błyskawicznie.

3 komentarze:

  1. Byłaś grzeczna? Przyszedł do Ciebie Zajączek? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz słuszność, że trzeba doprecyzowywać oczekiwania i polecenia. Ale grzeczność to takie dobre określenie na całokształt zachowań. Grzeczne dziecko to takie, które nie bije innych, nie przeklina, opiekuje się młodszymi dziećmi. Wszystkie miłe zachowania można ładnie upchnąć w jedno określenie. Ale masz rację, to takie słowo pułapka - forma kontroli, jak mówienie, co powinna, a czego nie powinna "prawdziwa kobieta". Że jak przeklniesz, nie chodzisz na obcasach, albo nie chcesz mieć dzieci, to już nie jesteś prawdziwą kobietą? U mnie w słowniku grzeczność funkcjonuje, ale nie nadużywam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieżko jest przestać używać danego słowa, jeśli się z nim wychowaliśmy. To trochę tak jakbym Ci zakazała mówić widelec, a zachęciła do używania jakiegoś innego określenia. No w głowie się nie mieści :P Jednocześnie wiem, że sama mam nadzieję unikać tego stwierdzenia, ponieważ jest ono bardzo głębokie. Skoro we mnie wzbudza niepewność, to w dziecku może też. No i jak tu odpowiedzieć zgodnie z prawdą Mikołajowi, kiedy nie jesteś pewna czy spełniasz wszystkie kryteria grzecznej dziewczynki? No śliskie jest po prostu i go nie lubię!

      Usuń